Kilka lat temu pojawiły się elektroniczne papierosy, których sprzedaż poza Siecią może być niedługo zabroniona.
E-papieros wygląda i smakuje tak jak papieros naturalny. Można go jednak w każdej chwili bezpiecznie schować do kieszeni. Dlaczego? Bo działa na baterie. Wymyślono go jako alternatywę dla palaczy, którzy nie umieją się rozstać z nałogiem. W zasadzie jedyna, za to znacząca różnica między elektronicznym a zwykłym papierosem polega na tym, że ten drugi nie zawiera substancji smolistych. W Polsce kupimy go najczęściej przez internet, choć także na niewielkich stoiskach usytuowanych w centrach handlowych. Koszt to ok. 200-500 zł.
Wydawałoby się, że produkt, który ma na celu pożyteczne działanie (zerwanie ze śmiertelnym nałogiem), na pewno nie spotka się z krytyką rządu. A jednak… Ministerstwo Zdrowia chce wprowadzić zakaz sprzedaży e-papierosów.
Podzielone opinie
Jak się okazuje, duży udział mają w tym producenci gum i plastrów nikotynowych, którym znacznie spadła sprzedaż produktów. Resort zdrowia twierdzi, że elektroniczny papieros nie ma atestów i może być niebezpieczny dla zdrowia.
Polacy mają na ten temat podzielone opinie. Jedni twierdzą, że e-papieros nie czyni szkód, bo nie zawiera rakotwórczego dymu. Inni uważają, że nie znając dokładnego składu chemicznego e-papierosa trudno orzec, czy naprawdę szkodzi zdrowiu. Jeszcze inni twierdzą, że nie tylko nie pomaga rozstać się z nałogiem, ale wręcz namawia do jego kontynuacji.
(MW / fot. Pixabay/cc0)